12 lekcji, których nauczyła mnie ekonomia behawioralna
Artykuł w skrócie
Lata studiowania i pracy z ekonomią behawioralną nauczyły mnie, że:
1. Mam labradora w mózgu.
2. Kontekst ma znaczący wpływ na zachowanie.
3. Jeśli nie chcesz czegoś robić, to nie miej tego pod nosem.
4. Jeśli chcesz coś zrobić, przygotuj do tego otoczenie.
5. Przyszłe Ja prędzej czy później będzie „tu i teraz”.
6. Zamiast planowania rewolucji, skup się na zmianie pojedynczego zachowania.
7. Życie się projektuje, a duża część codziennych problemów to problemy designu.
8. Samokontrola jest limitowanym zasobem i trzeba dać jej czas na regenerację.
9. Jeśli chcesz się wyrobić z pracą na czas, dodaj 50% czasu do planów.
10. Stres i czas to też koszty.
11. Warto odpowiednio ramować problemy i pytania.
12. Warto jest wydawać pieniądze na doświadczenia, szczególnie te z innymi ludźmi.
Zastanawiałam się, o czym napisać w tym tygodniu, aby było choć trochę urodzinowo, a ponieważ naukowcy lubią robić badania na każdy temat (zobaczcie np. tutaj i tutaj), to miałam nadzieję, że znajdę badania, które eksplorują temat urodzin i będę mogła napisać coś o nich. Nie udało się.
Mam dla Was zatem nieco bardziej osobisty wpis, o lekcjach, jakich nauczyła mnie ekonomia behawioralna. Jak się okazuje, po tylu latach pracy w tym obszarze, sporo zmieniałam w swoim życiu, nie zdając sobie do momentu napisania poniższego wpisu ze wszystkiego sprawy.
#1: Mam labradora w mózgu
Mamy dwa systemy przetwarzania informacji – automatyczny, intuicyjny, krótkowzroczny System 1 oraz racjonalny i analityczny System 2. System 1 jest jak labrador – uwielbia wszystko, co nowe, błyszczące, pachnące, słodkie, ciekawe. System 2 jest w stanie kontrolować tego labradora, ale ponieważ sam jest leniwy, to czasami nie chce mu się tego robić. A czasami chce, ale nie do końca wie jak.
Świadomość tego, że każdy z nas ma takie dwa systemy przetwarzania informacji i tego, jak one działają, powoduje, że jestem bardziej wyrozumiała w stosunku do siebie samej. To, że mnie ciągnie do słodyczy czy że wydaję za dużo pieniędzy, nie oznacza, że coś jest ze mną nie tak. My ludzie po prostu tak mamy. Tak nas ukształtowała ewolucja. Na szczęście dała nam też ona System 2, który można strategicznie i mądrze wykorzystywać do tego, aby podejmować lepsze decyzje.
#2: Kontekst ma znaczący wpływ na zachowanie
Jednym z głównych postulatów i wniosków ekonomii behawioralnej jest to, że kontekst ma znaczenie. Nasze preferencje zmieniają się zależnie od sytuacji. Kontekst, w jakim podejmujemy decyzje – fizyczny, społeczny – wpływa na to, co robimy. Często jednak wpadamy w pułapkę zwaną podstawowym błędem atrybucji i zakładamy, że to tylko nasze wewnętrzne cechy są odpowiedzialne za zachowanie, przez źle identyfikujemy źródło problemu, a tym samym nieefektywnie go rozwiązujemy.
#3: Jeśli nie chcesz czegoś robić, to nie miej tego pod nosem
Nie kupuję słodkich rzeczy na zapas, aby nie mieć ich w domu. Jeśli przychodzi mi ochota na słodkie i mam w domu ciasteczka albo czekoladę, to na 100% je zjem i to pewnie od razu całą paczkę. Jeśli nie mam w domu nic słodkiego, to właściwie nie ma szansy, że będzie mi się chciało iść do sklepu, aby coś kupić.
Dieta na lenia. Działa!
... poza tymi sytuacjami, kiedy chcę być kochaną partnerką i kupuję mojemu mężowi kilka paczek Delicji, które potem sama zjadam, bo on jest cały dzień w biurze, a ja pracuję z domu 🙊🙈.
#4: Jeśli chcesz coś zrobić, przygotuj do tego otoczenie
Architektura wyboru działa też w drugą stronę – jeśli chcesz coś zrobić, zaprojektuj otoczenie tak, aby wspierać dane zachowanie.
Jeśli wiem, że czeka mnie ciężki dzień pracy, to wieczór wcześniej przygotowuję miejsce pracy – odkładam niepotrzebne rzeczy, robię porządek na biurku, sprzątam kuchnię, przygotowuję jedzenie. Dzięki temu następnego dnia rano nie mam wymówek i nie odwlekam rozpoczęcia pracy. Jeśli chcę mieć pewność, że w ciągu dnia wypiję odpowiednią ilość wody, ustawiam dzbanek z filtrowaną wodą i szklankę na biurku. Jeśli chcę mieć pewność, że rano zrobię jogę, idę spać w ciuchach do jogi i rozwijam w salonie matę, żeby już tam na mnie czekała.
#5: Przyszłe Ja prędzej czy później będzie „tu i teraz”
W ekonomii behawioralnej i teorii gier jest koncepcja wielu Ja (multiple selves). Ponieważ nasze preferencje zmieniają się w czasie, można myśleć o sobie jako o wielu osobach (Ja), które mają różne gusta. Ja teraz mam ochotę obejrzeć kolejny odcinek serialu na Netflixie. Jeśli to zrobię, to jutrzejsze Ja będzie tego żałowało, bo będzie musiało nadrobić zaległości w pracy. Ponieważ przyszłość obchodzi nas mniej niż teraźniejszość, zazwyczaj ignorujemy preferencje przyszłych Ja i robimy to, na co mamy ochotę. Badania behawioralne pokazują, że ludzie myślą o swoich przyszłych Ja jako o obcych osobach – poczucie więzi i identyfikacji z naszymi przyszłymi Ja jest tak samo słabe, jak poczucie więzi z obcymi ludźmi.
Myślenie o swoich wyborach przez pryzmat tej koncepcji pozytywnie wpłynęło na podejmowane przeze mnie decyzje. Ponieważ już tak wiele razy doznałam rozczarowania, jakie przeżywa Ja „tu i teraz” w związku z nieoptymalnymi decyzjami, jakie podjęło któreś z moich przeszłych Ja, nauczyłam się oceniać codzienne wybory tak, jakby ich wpływ zawsze dotykał Ja „tu i teraz”. Innymi słowy, poprzez dysocjację, czyli myślenie o sobie jako o różnych Ja, nastąpiła asocjacja, czyli myślenie o przyszłym Ja jakby było „tu i teraz”. Zawiła logika, ale działa.
#6: Zamiast planowania rewolucji, skup się na zmianie pojedynczego zachowania
Behawioralne podejście skupia się na zmianie zachowania – nie postaw, nie przekonań, nie wartości, lecz zachowania. Powtarzane zachowanie zamienia się w nawyk, który zamienia się w umiejętności, które z kolei potrafią wpłynąć na przekonania, postawy, wartości i finalnie to, kim jestem.
Czasem, jak mi się nic nie chce, tracę motywację do pracy lub wyolbrzymiam problem (moja specjalność!), każę się mojemu umysłowi zamknąć i po prostu coś robię. Skupiam się na jednym, małym zachowaniu i je robię, bez dorabiania filozofii, ideologii i paniki.
#7: Życie się projektuje, a duża część codziennych problemów to problemy designu
Ponieważ nasz umysł jest w dużej mierze sterowany przez System 1 (labradora) i ponieważ przyszłość obchodzi nas mniej niż teraźniejszość, nie można mieć dobrego życia bez proaktywnego, uważnego i strategicznego dbania o to, co będzie. Życie się projektuje. Nie mamy pięciu lat i nie ma tu miejsca na podejście „należy mi się“, „innym to jest łatwiej, bo…“ czy „ale to nie jest fair, ponieważ...“. Jak sobie pościelę, tak się wyśpię.
#8: Samokontrola jest limitowanym zasobem i trzeba dać jej czas na regenerację
Raz na jakiś czas, mniej więcej raz na 7-10 dni, robię sobie dzień obżartucha. Badania behawioralne pokazują, że samokontrola jest limitowanym zasobem i raz na jakiś czas trzeba dać się jej odbudować. Zatem pozwalam sobie – w kontrolowany i zaplanowany sposób – ją odbudować, poprzez tzw. binge days. Jeśli tego nie zrobię, to wiem, że po trzech tygodniach odpowiedniego jedzenia zacznę się męczyć i następnego dnia rzucę diet i nie zacznę znowu do następnej wiosny.
Na koniec takiego dnia obżartucha zawsze wyrzucam wszystkie słodycze i inne rzeczy, których nie chcę następnego dnia jeść, bo wiem, że jeśli je zostawię, to na pewno je zjem wcześniej niż za następne 7-10 dni. Patrz punkt #3.
#9: Jeśli chcesz się wyrobić z pracą na czas, dodaj 50% do planów
Błąd planowania jest jednym z moich ulubionych błędów poznawczych, bo mam z nim na pieńku (albo on ze mną?) – choć o nim wiem, jestem jego świadoma, pamiętam o nim i biorę go pod uwagę, to i tak zazwyczaj ze mną wygrywa.
My ludzie mamy tendencję do zakładania, że gdy będziemy nad czymś pracować, to wszystkie okoliczności będą nam sprzyjały i zrobimy coś w najkrótszym możliwym czasie. Nie bierzemy pod uwagę, że coś może pójść nie tak. Zawsze okazuje się, że jednak jest więcej pracy, że chcę przejrzeć literaturę naukową z jeszcze jednego obszaru, że mam mniej energii, że wpadnie do zrobienia coś innego, pilniejszego. Albo że po prostu nie wiedziałam, ile pracy mnie czeka. Dlatego zawsze dodaję co najmniej 50% czasu do planów i deadline’ów, jakie sobie stawiam.
#10: Stres i czas to też koszty
W ekonomii mówi się o kosztach utraconych korzyści, czyli o korzyściach, które tracimy ze względu na to, że wybieramy pewną opcję. Jeśli wybiorę A, to nie wybieram B i tracę korzyści płynące z B, nawet jeśli ogólnie wolę A.
Ten sposób myślenia otworzył mi oczy na to, że decyzje, jakie podejmuję, mają również niematerialne konsekwencje, takie jak czas i stres. Czy kupić nowe buty? Czy płacić za bilet na autobus czy jechać na gapę? Czy wyjść z domu na ostatnią chwilę i nie musieć czekać na lotnisku, czy wyjść wcześniej i nie ryzykować, że się spóźnię?
Jeśli kupię nowe buty, to czeka mnie dużo radości, ale utraconą korzyścią jest komfort posiadania większych oszczędności.
Jeśli nie kupię biletu na autobus, to zaoszczędzę trochę pieniędzy, ale „zyskam” stres związany z jechaniem na gapę.
Jeśli pojadę na lotnisko „na czas“, to funduję sobie stres związany z myśleniem o tym, czy i o ile się spóźnię na samolot i czy zdążę do niego wsiąść, jeśli będą niespodziewane korki albo dłuższe kolejki na lotnisku.
Odkąd biorę pod uwagę te niematerialne konsekwencje, podejmuję w wielu obszarach inne decyzje i jestem dużo szczęśliwszym i przede wszystkim spokojniejszym człowiekiem.
#11: Warto odpowiednio ramować problemy i pytania
Ramowanie, czyli to jak jest ujęty problem lub jakich słów używamy do jego opisania, może mieć ogromny wpływ na nasze decyzje. Zauważyłam, że słowo „potrzebuję” jest magicznym słowem i używam go zamiast „chcę” lub „powinnam”. Duet chcę – (nie) powinnam jest okropny, bo powoduje niekończący się wewnętrzny dialog – chcę coś zjeść, ale nie powinnam, ale chcę, ale nie powinnam, ale…
Przeformułowanie pytania na to, czy czegoś potrzebuję wyłącza całą tą wewnętrzną dyskusję i powoduje, że podejmuje lepsze dla siebie decyzje.
#12: Wydawaj więcej na doświadczenia, szczególnie te z innymi ludźmi
Staram się wydawać pieniądze na doświadczenia, a nie rzeczy materialne, bo doświadczenia przynoszą nam więcej szczęścia. Najlepiej, jeśli te doświadczenia to coś, co mogę zrobić z innymi ludźmi lub gdy moje doświadczenia są prezentem dla innej osoby, jak w sytuacjach, gdy zabieram męża i siebie na wyjazd weekendowy w ramach prezentu gwiazdkowego. Badania behawioralne pokazują, że spędzanie czasu z ludźmi oraz wydawanie pieniędzy na innych i na doświadczenia dają nam dużo więcej szczęścia niż kupowanie rzeczy i kupowanie ich sobie.